7 grzechów głównych „Janusza” Social Mediów
Agencje reklamowe rosną jak grzyby po deszczu!
Media społecznościowe rozwijają się konsekwentnie od wielu lat i przyciągają coraz większą uwagę firm. W zasadzie powoli można zaryzykować stwierdzenie, że brak obecności firmy w mediach społecznościowych powoduje pewne wykluczenie biznesu z sieci. To właśnie social media są coraz częściej pierwszym medium, w którym potencjalny klient szuka opinii, rekomendacji czy nawet bezpośredniego kontaktu z firmą.
Taka kolej rzeczy naturalnie przyczyniła się do ogromnego wzrostu liczby agencji. Pomagają one prowadzić komunikację na profilu firmowym oraz docierać poprzez reklamę do obecnych i przyszłych klientów. Dzięki tym usługom, Twój biznes ma szansę dostać prawdziwego kopa do rozwoju! Musisz tylko zatrudnić dobrego specjalistę, zwanego popularnie Social Media Ninja!
Narodziny Social Media „Janusza”
Niestety, pośród profesjonalnych agencji i freelancerów pojawili się również oni… Social Media „Janusze”! Swoimi działaniami potrafią nie tylko narazić Cię na koszty, ale wręcz spowodować nieodwracalne lub trudne do naprawienia szkody. Oczywiście, jak tylko na światło dzienne wychodzi ich oszustwo lub niewiedza, znikają jak kamfora. Niestety, Ty zostajesz z ręką w nocniku.
Przed Tobą 7 grzechów głównych „Januszy” internetów, które mogą wpakować Cię w poważne kłopoty! Jeśli spotkasz kogoś takiego na swojej drodze – uciekaj czym prędzej!
Grzech pierwszy: Konkursy niezgodne z regulaminem Facebooka
Niewiedza kontra arogancja
Pomimo bardzo jasno sprecyzowanych zapisów w regulaminie Facebook’a dotyczących organizowania konkursów, wiele firm nagminnie je łamie. W przypadku, kiedy stoją za tym pracownicy lub właściciele firmy, dzieje się tak często przez nieświadomość. Masz prawo nie wiedzieć, że konkursy, w których uczestnictwo uwarunkowałaś polubieniem bądź udostępnieniem posta, oznaczeniem znajomego czy polubieniem fanpage, są z punktu widzenia Facebooka nielegalne! Cóż, „Janusz” wie o tym doskonale, ale dla niego liczy się efekt! On niczym nie ryzykuje!
A skoro o ryzyku mowa… Zastanawiasz się, jakie mogą być konsekwencje? Organizowanie i promowanie konkursów łamiących zapisy regulaminu może skutkować czasowym banem lub trwałym usunięciem fanpage’a. Zagrożony jest zawsze fanpage na którym konkurs był opublikowany, nie osoba, która go opublikowała. Jak głęboka jest ignorancja „Janusza” może świadczyć fakt, że przeważnie taki konkurs łamie wszystkie możliwe zakazy na raz! Jak szaleć, to szaleć! Pełne kombo!
Unikaj informowania o losowaniu nagród!
Pobudziłem nieco Twoją wyobraźnię? To jeszcze nic! Częstą praktyką stosowaną przez „Janusza” jest informowanie, że zwycięzcę konkursu wyłoni drogą losowania. Bo tak będzie najprościej. Uwaga! Taki zapis jest jednoznaczny z przeprowadzeniem loterii, nawet jeżeli nagrody są niskiej wartości. Jeżeli nie do końca uwierzyłaś we wcześniejsze kary za łamanie regulaminu Facebook’a, to wiedz, że tym razem łamiesz już prawo. Każdorazowe przeprowadzenie loterii wymaga bowiem uzyskania zezwolenia od Izby Celnej i spełnienia wymagań ustawy o grach hazardowych! Niespełnienie tych warunków powoduje już konkretne konsekwencje finansowe.
Ciężko stwierdzić, ile takich konkursów realizowanych jest przez nieświadomych pracowników firmy, a ile przez agencje. O jednym mogę Cię jednak zapewnić. Konkursy łamiące regulamin Facebook’a oraz prawo polskie, to temat, w którym „Janusze” mediów społecznościowych czują się jak ryby w wodzie! Mają zapewnione wyniki zasięgów i ułatwione zadanie, ponieważ takie konkursy są najprostsze do przeprowadzenia. Wielu nieświadomych klientów łapie się na taką strategię działań. „Janusz” konsekwencje ma za nic, ponieważ to na jego kliencie spoczywa pełne ryzyko i odpowiedzialność. Dodatkowo nie informuje, że takie polubienia i reakcje nijak nie przekładają się na sprzedaż klienta.
Grzech drugi: Kupowanie lajków i reakcji z farm
Niestety nadal wielu klientów za wyznacznik jakości prowadzonych przez agencje działań uznaje liczbę polubień fanpage’a. Dla „Janusza” to idealne warunki rywalizacji. Żadna sumiennie działająca agencja czy freelancer nie zapewnią Cię, że za budżet kilkuset złotych pozyska Ci tysiące polubień profilu. Już prędzej będą Cię uświadamiać, jak mało znaczące są te polubienia i jakie inne działania w to miejsce lepiej wdrożyć.
Alternatywa dla kupnych lajków?
Polubienia profilu można oczywiście zdobyć płatnymi kampaniami, ale lepiej serwować ciekawy i wartościowy content. Wówczas, wystarczy co jakiś czas przy okazji wspomnieć, że polubienie profilu pozwoli być na bieżąco z takimi materiałami. Oczywiście, co innego usłyszysz od rasowego „Janusza”. Liczba zdobywanych polubień Twojego profilu to pole, na którym jest on lepszy od konkurencji! Powołując się na swoje tajemne umiejętności będzie wręcz wyszydzał inne działania. Zachęci Cię do przeznaczania dużej części budżetu na zbieranie polubień, po czym, po prostu je kupi na tzw. farmie. Puste lajki kosztują grosze, więc większość budżetu zostanie u niego w kieszeni.
Czy kupowanie lajków ma jakieś konsekwencje?
Konsekwencją zakupienia pustych polubień profilu i reakcji pod postami jest wiele i są one bardzo negatywne. W zasadzie, jedyne co zyskujesz, to dobrze wyglądająca liczba fanów, co może powodować zachwyt wśród mało orientujących się klientów. Niestety, im więcej pustych polubień, tym słabsze zasięgi organiczne i gorsza analiza grupy docelowej. Dodatkowo uniemożliwione jest tworzenie wartościowych grup docelowych na podstawie Twoich fanów czy reakcji.
Dodatkowo, po zakupieniu dużej liczby fanów, aktywność tych prawdziwych zaczyna spadać. Dzieje się tak, z uwagi na algorytm Facebooka, który pozwala na bezpłatne dotarcie do ok 10% fanów. Jeżeli masz 10 000 prawdziwych fanów, to istnieje spora szansa, na dotarcie do 1000 z nich w sposób organiczny. Dołóż do tego 90 000 kupionych polubień i Twoje organiczne zasięgi w zasadzie nie istnieją. Pamiętaj, profile na farmach są sztuczne, więc oprócz cyfry, nie wykazują żadnych innych aktywności. Rozrzedzają tylko Twoją grupę docelową.
Podobnie jak w przypadku konkursów łamiących regulamin Facebook’a, tak i tu „Janusz” jest świadomy, że działa na Twoją niekorzyść. Nie jesteś jednak dla niego partnerem biznesowym na lata, tylko gąbką pełną kasy, którą przyszedł wycisnąć. Zanim się zorientujesz, jakich szkód narobił, będzie za późno, a on już dawno skasuje zapewne za kilka miesięcy obsługi.
Grzech trzeci: Optymalizacja kosztów przez „Janusza”
Czy może w swej naiwności pomyślałaś, że „Janusz” chciałby pomóc Ci zaoszczędzić nieco pieniędzy i zoptymalizować np. kampanię reklamową? Niestety… mowa tutaj będzie jedynie o optymalizacji jego kosztów. Pamiętaj, że najważniejszym i jedynym dobrem dla „Janusza” jest stan jego konta. Wszystkie optymalizacje poprowadzi więc tak, aby jak najwięcej pieniędzy zatrzymał we własnym portfelu.
Na jakie optymalizacje możesz więc liczyć u „Janusza”?
Jedną już poznałaś wyżej i była to optymalizacja budżetu reklamowego. Jeżeli zgodziłaś się na kampanie pod polubienia BEZ wglądu w konto reklamowe, „Janusz” Twój budżet najprawdopodobniej zoptymalizował w 90%. Mówiąc jaśniej, za 10% kwoty kupił lajki na farmie, a 90% zostało mu w portfelu. Podobna optymalizacja odbywa się w przypadku kampanii zasięgowych. Może Ci się wydawać, że „Janusz” miesięczny budżet przeznacza w całości na reklamy, podczas gdy zna pewien chwyt. Dzięki wybraniu tanich miejsc reklamowych o dużym potencjale zasięgowym, budżet wykorzystuje w małej części. Przedstawia Ci wyniki, w których widzisz tylko, że osiągnął założony współczynnik zasięgów. Po prostu zapomniał wspomnieć, że te miejsca wyświetlają się gdzieś z boku, i mało kto zwraca na nie uwagę. Wynik jest? TAK??
Licencja? Kto by tak przepłacał!
Inną optymalizacją, na którą możesz z pewnością liczyć, to oszczędność na zakupie wszelkich licencji na grafiki, muzykę, filmy. Najmniejszy problem, jeżeli są z darmowych stocków, gdzie „Janusz” nie doczytał warunków licencji np. konieczności oznaczenia autora. Najczęściej materiały, które wykorzystuje „Janusz” są po prostu wyszukane w google i ściągnięte. Innymi słowy, są kradzione! Oczywiście istnieje opcja w wyszukiwarce google, którą można włączyć: „możliwość dalszego wykorzystania i modyfikacji”. Być może „Janusz” ją zna, ale po jej zaznaczeniu wyniki są takie mizerne…
Tania, lub darmowa siła robocza kluczem do sukcesu „Janusza”
Kolejna optymalizacja bardzo często wykorzystywana przez „Janusza” to korzystanie z usług studentów, bezpłatnych staży itp. Specjaliści na tych stanowiskach oprócz posługiwania się prawidłową polszczyzną (o ile masz szczęście), raczej mało zaangażują się w projekt. W końcu z góry mają narzucone przez „Janusza” działanie na ilość, nie jakość. Więc nie ma czasu na zaangażowanie, choćby Twój biznes pokrywał się z ich hobby. Oczywiście wersja, jaka została Ci przedstawiona, to ta, w której Twoim profilem zajmują się certyfikowani specjaliści z wieloletnim doświadczeniem.
Coraz częstszą praktyką „Januszy” jest zlecanie prac podwykonawcom. Tutaj przez chwilę możesz poczuć euforię, ponieważ często trafia się dobry podwykonawca, który jest prawdziwym specjalistą! Otrzymujesz więc dobre jakościowo grafiki, zmontowane filmy itp. Niestety z czasem podwykonawca uświadomi sobie, że został naciągnięty przez „Janusza” i zgłosi się do Ciebie po prawa autorskie. Może to potrwać bardzo długo, ponieważ po drodze jest sąd, a „Janusz” zapewne zadbał o umowę tajności ze swoim podwykonawcą. Tak więc póki taki fachowiec nie będzie miał noża na gardle, nie dowiesz się o jego istnieniu.
Grzech czwarty: Źle prowadzona komunikacja
Powyższe punkty to były przykłady „Januszy” oszustów działających z premedytacją. Istnieje jeszcze mniej perfidna, ale równie groźna grupa osób, które błędnie zakładają, że znają się na mediach społecznościowych. Dotychczas z sukcesem prowadzili np. fanpage z memami czy kotkami. Swój sukces postanawiają przekuć na biznes i tworzą agencję reklamową lub zostają freelancerem.
Ale słodki „funpage”
Nie ma znaczenia jaki biznes prowadzisz. Pod skrzydłami takiego „Janusza” od dziś podstawowym typem postów na Twoim fanpage’u będą: piękne kotki, memy pokroju „piąteczek piątunio”. W dodatku „Janusz” na siłę będzie starał nawiązać w tych publikacjach do działalności firmy. Twoje ewentualne obiekcje i uwagi o braku konkretów zostaną zbyte oświadczeniem, że w social mediach tak właśnie się działa!
Oczywiście! Media społecznościowe to kanał komunikacji, w którym można pozwolić sobie na luźniejszy ton i traktowanie niektórych spraw z przymrużeniem oka. Należy jednak zachować umiar, aby z firmowego fanpage’a nie zrobić funpage’a. Naturalnie, posty będą zbierały reakcje, cieszyły się dobrymi zasięgami oraz z pewnością przybędzie Ci polubień samego fanpage’a. Niestety, będą to głównie osoby, które są miłośnikami właśnie takiego, zabawnego contentu. Zapomnij więc, że ktokolwiek z nich skorzysta z Twoich usług. Firmowy profil w konsekwencji zamieni się w kolejne memowisko w sieci.
Brak profesjonalizmu, czy niewiedza?
Tutaj największym grzechem „Janusza” jest niewiedza i nieświadome wprowadzanie w błąd. Zdarzają się też „Janusze”, którzy zdają sobie sprawę, że content na fanpage powinien być wartościowy i interesujący dla grupy docelowej. Łatwiej jest jednak przymknąć oko i wprowadzać klienta w błąd. Zresztą, spora część klientów pożąda głównie dużej ilości polubień i zasięgów. Dzięki temu „Janusz” zawsze może powiedzieć, że klient tak chciał i wykręcić się z odpowiedzialności. Rolą profesjonalisty jest oczywiście uświadamianie, że pewne działania są niewłaściwe i lepiej byłoby zastąpić je lepszym rozwiązaniem. No ale „Janusz” i profesjonalizm nie kroczą w parze.
Grzech piąty: Brak nadzoru i moderacji
Firma wprowadza na rynek nowy produkt lub stawia w mediach społecznościowych pierwsze kroki. To okres, w którym działania są intensywne i należy zachować szczególną czujność. Trzeba być przygotowanym przede wszystkim na szybkie reagowanie na komentarze i opinie. Czasami negatywny wpis, który szybko doczeka się sprostowania, dobra agencja potrafi przekuć na sukces. No właśnie… szybka reakcja!
Zaraz to ogarnę, mam akurat spotkanie biznesowe
Niestety, jeżeli chodzi o szybką reakcję na „Janusza” nie możesz liczyć i to z wielu przyczyn. Najczęściej, jego działalność jest dorywcza, ponieważ pracuje na etacie, a Twój fanpage „ogarnia” po godzinach. Wybacz, ta niska cena za obsługę skądś się wzięła. Nie licz na wyrozumiałość jego szefa, który pozwoli „Januszowi” na bieżąco śledzić profile ofiar, przepraszam, klientów! Czyni to raczej ukradkiem bądź wieczorami, kiedy znajdzie chwile i nie ma akurat nic ważniejszego do roboty. Brak swojej dostępności bardzo często tłumaczy szkoleniami i spotkaniami biznesowymi.
Jeżeli masz więcej szczęścia i trafisz na „Janusza full time job”, możesz liczyć na nieco szybszą reakcję. Nastaw się jednak, że będzie miał do dyspozycji wąski przedział czasowy w ciągu dnia. Natomiast wieczorową porą lub w weekend raczej samodzielnie musisz czuwać nad ew. kryzysem. „Janusz” po 15:00 wyłącza komputer i rzadko odbiera telefony.
Nie twierdzę, że każdy specjalista od mediów społecznościowych musi być tzw. no-lifem! Ale na rynku jest sporo narzędzi, które umożliwiają automatyzację monitorowania i moderowania komentarzy. Można w nich ustawić auto odpowiedzi w określonych godzinach i inne wodotryski. Niestety, abonamenty startują od kilkuset złotych, na co „Janusz” nie może sobie pozwolić. On optymalizuje koszty!
Grzech szósty: Nieprzemyślany harmonogram publikacji
Nie będę już nawet wskazywał braków w analizie zasięgów w czasie i dobieraniu najlepszej pory na publikację. „Januszowi” nie w głowie takie bzdety! U niego dostosowanie częstotliwości publikacji opiera się jedynie o wybór abonamentu, na jaki uda mu się namówić klienta. Wiadomo, im wyższy, tym lepszy! To jest ten jedyny moment, w którym „Janusz” może wspomnieć o słabych zasięgach organicznych. A skoro jeden post dociera maksymalnie do 10% Twoich fanów, to należy ich publikować więcej! Dużo więcej!
Zbyt dużo postów = utrata aktywnych fanów
Tym samym, Twój fanpage może zostać zasypany zbyt dużą liczbą postów. Po pierwsze ich liczba nie będzie dopasowana do Twojego biznesu, a po drugie sama jakość będzie niskich lotów. Na domiar złego, posty i tak będą wyświetlały się głównie aktywnym użytkownikom. Tak już działa algorytm Facebooka, wyświetla treści osobom, które się nimi interesują.
Oczywiście nie zaprzeczam, są profile, na których 10 postów dziennie, to dobry pomysł. Wszelkie serwisy informacyjne mogą sobie na to pozwolić, ponieważ każdy post dotyczy innego wydarzenia. Jednak jak wyżej wyjaśniłem, w przypadku „Janusza” dobór częstotliwości publikowania nie ma nic wspólnego z analizą branży. On uparcie i bezrefleksyjnie trzyma się swoich schematów i harmonogramu, ponieważ tak mu wygodniej! Zapewne wszyscy jego klienci mają publikowane posty w tym samym czasie.
Grzech siódmy: Błędy w kampaniach reklamowych
Niestety, temat „Januszowania” w kampaniach reklamowych jest tak szeroki, że zmuszony jestem ograniczyć się do tzw. szczytu góry lodowej. Wspomniałem już o optymalizacji budżetu reklamowego i kupowaniu pustych lajków i reakcji. To prowadzi nas do pierwszego poważnego błędu, czyli budowania nieskutecznych grup docelowych.
Zasada jest naprawdę prosta. Facebook potrafi tworzyć grupy docelowe na podstawie określonych zachowań (np. osoby, które polubiły Twój fanpage). Następnie analizuje te grupy pod kątem danych demograficznych oraz zainteresowań. Na koniec tworzy grupę osób o podobnych zainteresowaniach, którą wykorzystujesz w reklamach. Jeżeli „Janusz” zakupił Ci większość lajków i reakcji na farmie, to właśnie na podstawie tych danych algorytm Facebooka złoży grupę. Może okazać się więc, że Twój główny target to Azjaci zainteresowani Aliexpress. Zgadnij jaki będziesz miała zwrot z reklamy…
„Szlachta nie pracuje”, ale klika i lajkuje!
Bardzo częstym działaniem „Janusza” jest też tworzenie zbyt szerokich grup docelowych i wyświetlanie tej grupie reklam na prawej kolumnie. Nie musisz rozumieć tego zabiegu od strony technicznej, ale wiedz, że celem jest tu osiągnięcie jak najtańszego zasięgu. Podobne grupy „Janusz” wykorzystuje we wszystkich swoich kampaniach. Po krótkim czasie okazuje się, że 90% Twoich zasięgów, ruchu czy reakcji to przedstawiciele ulubionej, umiłowanej wręcz grupy docelowej „Janusza”: „Szlachta nie pracuje”. Taka grupa to tylko krok wyżej w hierarchii od pustych lajów. Co prawda w tym przypadku to realne osoby, ale z minimalną szansą na skorzystanie z Twoich usług lub zakup towarów.
Pozostałe błędy w pigułce
Innym przykładem „Januszowania” w reklamie jest np. przekierowywanie z reklamy produktu na stronę główną sklepu. Powoduje to oczywiście najczęściej opuszczenie strony przez klienta, który nie trafił tam, gdzie spodziewał się trafić. Kolejnym błędem jest zbyt częste powtarzanie sloganów reklamowych w tytule, na grafice oraz w treści posta. Post staje się nieczytelny i klient się nim nie zainteresuje. Dalej, złe kadrowanie grafik oraz używanie jednego formatu do wszystkich miejsc reklamowych. Ta sama kreacja na feed, prawą kolumnę czy w Messenger, sprawia iż są nieczytelne. Będąc przy kreacjach, grafiki przygotowane przez „Janusza” bardzo często nie mają ze sobą nic wspólnego! Każda kolejna kreacja wygląda jakby była stworzona dla innego klienta, to z kolei nie utrwala przekazu u grupy docelowej.
Konsekwencje błędów w kampaniach reklamowych
Te wszystkie błędy, które jak już wspomniałem, są wierzchołkiem góry lodowej, prowadzą w jednym kierunku. Wartościowe zasięgi, reakcje, przejścia na stronę spadają w zastraszającym tempie. Oczywiście, „Janusz” się tym nie przejmuje, statystyki wyglądają dobrze, ponieważ karmi Cię bezwartościowymi zasięgami i zakupionymi reakcjami. Co lepszy „Janusz” potrafi nawet kupić ruch, aby wygenerować Ci sztuczne odsłony strony. On baluje za Twoją kasę, a Ty siedzisz i zastanawiasz się, czemu Twój biznes się nie rozwija! Przecież ludzie odwiedzają stronę i zwiedzają ją godzinami niczym muzeum. A miało być tak pięknie!
Postanowienie poprawy!
W grono profesjonalnych agencji reklamowych wkradło się wielu Social Media „Januszy”. Pomimo wszystko, mam nadzieję, że na żadnego do tej pory nie trafiłaś. Jeżeli jednak w powyższym artykule rozpoznałaś postępowanie specjalisty, który zajmuje się Twoim fanpage, to czym prędzej zweryfikuj jego działania!
Musisz zdać sobie sprawę z bardzo ważnej zasady. „Popsuty” przez działania „Janusza” fanpage, jest ciężej wyprowadzić z bagna niż od zera rozkręcić nowy. Zanim bowiem rozpoczniesz działania naprawcze, musisz najpierw pozbyć się skutków jego destrukcji. Jest to mozolny i kosztowny proces. Wiem, bo kilka razy go przeprowadzałem. Dlatego działaj bardzo szybko, już po rozpoznaniu pierwszych symptomów!
Jak rozpoznać Janusza?
Na wypadek, gdybyś nie miała pewności, czy obsługuje Cię Social Media „Janusz”, przedstawię kilka cech, które pomogą w jego identyfikacji. Wybierz te, które najlepiej opisują działania osoby, która przyszła Ci na myśl. Następnie postaraj się zabrnąć głębiej w temat podczas BEZPOŚREDNIEJ ROZMOWY!
Może dopiero szukasz agencji lub freelancera do współpracy? W takim wypadku zapoznanie się z tymi cechami, uchroni Cię przed podpisaniem umowy z „Januszem”. Pamiętaj, „Janusz” nie jest głupi! Nawijaniem makaronu na uszy zajmuje się na co dzień i nie raz już został zdemaskowany. W końcu zawsze to następuje. O ile błędy przy obsłudze popełnia świadomie, aby więcej zarobić, o tyle na własnych uczy się doskonale. Dlatego jest czujny jak ważka i może szybko rozszyfrować Twoje podchody! Wtedy może być naprawdę trudno go zdemaskować.
Kilka wymówek charakterystycznych dla Social Media „Janusza”
Jestem prezesem lub handlowcem, mam od tego ludzi!
W zdecydowanej większości „Janusz” nie posiada wiedzy technicznej i nie potrafi doradzić Ci nic konkretnego. Można to zaobserwować szczególnie na wstępnej rozmowie, gdzie trzeba działać na gorąco. Zadawaj szczegółowe pytania, dociekaj i żądaj uzasadnienia odpowiedzi, a szybko dowiesz się, że odegra on rolę handlowca lub prezesa agencji.
Proszę Panią, w agencji są od tego ludzie, prawdziwi fachowcy, którzy zajmują się tym na co dzień. Mają wszystko w małym paluszku. Moją rolą jest zebrać informacje, przedstawić ofertę. Ja nie muszę się znać na stronie technicznej.
Innymi słowy, każde techniczne czy specjalistyczne pytanie musi skonsultować ze „swoimi specjalistami”. W jego przypadku oznacza to wymyślenie dodatkowej bajki, którą ostatecznie kupisz, aby zgodzić się na zaproponowane warunki współpracy.
„Janusz” nie potrafi też uzasadnić dobrze samej oferty, z którą się do Ciebie wybrał. Pamiętaj, jest ona skonstruowana w ten sposób, aby była korzystna dla niego! Naprawdę ciężko będzie mu merytorycznie uzasadnić zaproponowane działania. Tutaj również zbyt wiele pytań i żądania uzasadnienia spowodują jąkanie lub zdawkowe odpowiedzi. Postaraj się zmienić kilka parametrów, a jego plan zacznie się sypać. No chyba, że chodzi o „WINCYJ POSTÓW”! Ostatecznie, jak się uprzesz, zapewne ponownie usłyszysz bajkę o konsultacji ze specjalistami, którą musi przeprowadzić.
Oczywiście, będzie jak Pani sobie życzy! Tak, zgadzam się w 100%
„Janusza” poznasz również po tym, że bardzo często nie wyprowadza Cię z błędu. Chętnie Ci przytakuje i „masz Pani co Pani chciałaś”! Oczywiście, zasada ta działa, póki Twoja wiedza nie jest zbyt rozległa i nie zażądasz konkretnych działań. Prostym testem może być tutaj spytanie o możliwości zdobycia dużej liczby lajków! Jeżeli oczy „Janusza” rozbłysną… to wiedz, że coś się dzieje…
Zapomnij również, że „Janusz” zaproponuje Ci i uzasadni wysokość budżetu reklamowego, który najlepiej odpowiada Twojemu biznesowi. Zapewne rzuci go z czapki, bo każdemu proponuje podobny. Może też Ciebie poprosić o wskazanie jego wysokości. Oczywiście, pytanie o budżet ze strony agencji to częsta praktyka i dobra agencja może podobne pytania zadawać. Jednak szybko rozpoznasz, czy chodzi o dostosowanie oferty pod Twoją kieszeń, czy szybkie przytaknięcie, aby temat budżetu zamknąć. Mogą się oczywiście pojawić propozycje podniesienia wysokości budżetu. Pamiętaj, dobrze „zoptymalizowany” budżet zasila „Januszową” kieszeń. Więc im wyższy budżet na działania reklamowe, tym większy dla niego zarobek.
Niestety, na koncie prowadzimy kampanie dla kilku firm…
Pamiętaj, aby spytać o raporty i dostęp do konta reklamowego. „Janusz” najchętniej co miesiąc przedstawi Ci spis działań i wyniki w excelu wpisane „z ręki”. Na pytanie o dostęp do konta reklamowego odpowie:
„Nie dostanie Pani dostępu do konta reklamowego, bo prowadzimy wielu klientów na jednym koncie… a jest tajemnica handlowa”.
To totalna bzdura. Co do zasady, konto reklamowe powinnaś zawsze mieć po swojej stronie. Agencja może otrzymać do niego dostęp, natomiast Ty powinnaś być jego właścicielką. Jeżeli zależy Ci na tym, aby konto było skonfigurowane i obsługiwane przez agencję, zawsze zapewnij sobie do niego dostęp. Nie mówię tutaj o ustaleniach ustnych! Konieczny jest zapis w umowie.
Ciekawym sposobem na sprawdzenie „Janusza” jest pytanie o specjalistyczne oprogramowanie z jakiego korzysta. Raczej będzie zasłaniał się tajemnicą lub wymieni kilka po nazwie, ale akurat u Ciebie nie będzie się opłacało żadnego wdrażać. Przygotuj się na kolejną rozmowę. Poczytaj o narzędziu jakiego rzekomo używa i zweryfikuj jego wiedzę. Jeżeli to „Janusz”, to po krótkim przygotowaniu o narzędziu będziesz wiedziała więcej od niego.
Protip na zakończenie
Ostatnią i często NIEZAWODNĄ metodą na zdemaskowanie „Janusza”, jest rozmowa z zaskoczenia na temat parametrów UTM. Dlaczego akurat ten temat? Ponieważ stosowanie parametrów UTM jest absolutną podstawą w prowadzeniu jakiejkolwiek kampanii reklamowej, w której kierujemy ruch na stronę. Dzięki parametrom UTM, możemy bowiem śledzić ruch po stronie witryny i oceniać jakość kampanii reklamowych z dokładnością do pojedynczego posta.
Jak na ironię, pomimo że temat parametrów UTM jest absolutną podstawą, jest on dosyć techniczny. Dlatego wielu „Januszów” nie zaprząta sobie nim głowy! Nie przejmuj się chwilowo, jeżeli Ty również nie wiesz o czym mówię. Po prostu, jeżeli zechcesz przeprowadzić test na Social Media „Januszem”, to zachęcam Cię do zapoznania się z artykułem: Czym są znaczniki UTM i dlaczego warto ich używać?
Przeczytaj go uważnie, najlepiej kilka razy i postaraj się zapamiętać jak najwięcej, zrób notatki. Przy najbliższej okazji zaskocz potencjalnego „Janusza” swoją wiedzą. Wymówki typu: „jestem prezesem/handlowcem i muszę to skonsultować” schowaj między bajki. Żadna szanująca się agencja reklamowa nie wyśle do Ciebie na rozmowy totalnego laika!
Oczywiście zrozumiałe jest, że handlowiec nie musi posiadać technicznych umiejętności prowadzenia kampanii reklamowych, czy budowania lejków sprzedażowych. Natomiast powinien posiadać merytoryczną wiedzę na te tematy, aby przynajmniej wstępnie Ci doradzić i uzasadnić przedstawianą ofertę. Gdy więc usłyszysz wymówki o konsultacjach, to od razu daj sobie spokój. Nawet, jeżeli nie trafiłaś na „Janusza”, to istnieje duże ryzyko, że to nie jedyna osoba z przypadku w tej firmie.